To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
CS bydzia :: www.cs.telsten.com
.: Forum użytkowników serwisu i serwerów CS bydzia by www.cs.telsten.com :.

Humor - Kwadratowe zające[reaktywacja]

i.S.b - Śro 05 Sie, 2009 17:07

Do baru wchodzi kaczka. Wskakuje na krzesło i mówi do barmana:
- Sete i śledzia!
Barman zaskoczony podaje kaczce gorzałe i śledzia, kaczka wypija, wciąga
śledzika i mówi do barmana:
- Słuchaj stary, jestem majstrem - murarzem na budowie opodal tego baru
i przez jakiś czas będe tutaj wpadał około 15.00 na wódeczke i śledzika...
Pomyśl nad jakims małym rabacikiem...
Tego samego dnia barman zadzwonił do zaprzyjaznionego dyrektora cyrku:
- Janek! Nie dasz wiary! Przychodzi do mojego baru kaczka, która mówi
ludzkim głosem, pije gorzałe i wciąga śledzie... Dyrektor chcąc zobaczyć to
na własne oczy, przyszedł do baru przed 15.00, siadł przy stoliku...
W drzwiach pojawia się kaczka. Wskakuje na krzesło i mówi ludzkim głosem
do barmana:
- Jak zawsze wódeczke i sledzika proszę... I jak tam? Przemyślałes
sprawę zniżki?
Do kaczki w tym momencie podchodzi dyrektor cyrku i mówi:
- Chce pana zatrudnić! Jestem dyrektorem cyrku...
- Zaraz, zaraz... cyrku?
- Tak panie kaczko... cyrku.
- Cyrk...hmmm... cyrk... to taki wielki namiot?
- Dokładnie...
- Z takimi drewnianymi ławeczkami?
- Właśnie.
- Z taką okragłą arenką z piachem i trocinami?
- Oczywiście!
- W takim razie na ch*ja wam murarz?


W noc poślubną panna młoda mówi do swojego świeżo poślubionego:
- Ponieważ jesteśmy teraz małżeństwem, musimy wprowadzić pewne zasady
dotyczące seksu - Jeśli wieczorem mam uczesane włosy oznacza to, że nie mam
wcale ochoty na seks, jeśli są w lekkim nieładzie, to znaczy, że mogę, ale
nie muszę mieć ochoty na seks, a jeśli są w nieładzie, to znaczy, że mam
ochotę się kochać.
- W porządku kochanie - odrzekł mąż - żeby wszystko było uporządkowane
musisz wiedzieć, że wieczorem po powrocie z pracy zawsze piję drinka. Jeśli
wypiję tylko jednego, to znaczy, że nie mam ochoty na seks, jeśli wypiję
dwa to znaczy, że mogę, ale nie muszę mieć ochoty na seks, a jeśli wypiję
trzy, to stan twoich włosów nie ma znaczenia.


Rozmawia ze sobą dwóch psychiatrów:
- Wczoraj ten pacjent z sali 17 oświadczył mi się.
- O,widzę że mu się pogorszyło.
- Co? Sugerujesz że ze mną jest coś nie tak?


Blondynka do męża:
- Kochanie, czy ty uważasz mnie za idiotkę?
- Nie. Ale mogę się mylić.

Spotyka się dwóch facetów, jeden mówi:
- Kurcze, powiedz mi co mam zrobić, mam problem z teściową, wchrzania
się do każdej dyskusji, kłócimy się, nie mogę dojść z nią do ładu.
- Spoko, kup jej samochod, teraz jest dużo wypadków, zabije się gdzieś.
- o.k.
Spotykają się po dwóch tygodniach:
- Chryste, aleś mi doradził.
- Co się stało?
- Posłuchaj, nie dość, że straciłem kase na samochód, ona żyje i
prowadzi jak szatan to jeszcze ma 3 kierowców na sumieniu.
- A jaki jej samochód kupiłeś????
- No, Syrenkę.
- Boś głupi, trzeba było jaguara, to by już nie żyła.
- o.k. teraz kupie jaguara.
Spotykają się po następnych dwóch tygodniach:
- Rany julek, jaki jestem szczęśliwy!
- Co, nie żyje? A nie mówiłem?
- Uffff, wreszcie nie żyje, a najbardziej mi się podobało, jak jej głowę
odgryzał.


Małżeństwo wybrało się na wczasy. Po drodze zatrzymali się na noc w
hotelu.
Rano poprosili o rachunek za dobę hotelową. Ku ich zdziwieniu zobaczyli,
że rachunek opiewa na zawrotną sumę 3000 zł.
- Dlaczego tak dużo? Przecież spędziliśmy tu tylko kilka godzin! - pyta
mąż.
- To jest standardowa stawka za nocleg - odpowiada recepcjonista.
Małżeństwo zażądało spotkania z dyrektorem, który spokojnie wysłuchał
zażaleń i stwierdził:
- Proszę państwa, prowadzimy luksusowy hotel, jest on wyposażony w kilka
basenów, wielką salę konferencyjną, saunę i solarium. Wszystko to było do
państwa dyspozycji.
- Ale my z tego nie skorzystaliśmy!
- Ale mogli państwo! I za to trzeba zapłacić.
Mężczyzna wyciąga wreszcie z portfela 300 złotych i wręcza dyrektorowi.
- Przepraszam, ale tu jest tylko 300 zł.
- Zgadza się.
- Obciążyłem państwa rachunkiem opiewającym na 3000 zł.
- Pozostałe 2700 zł to rachunek dla pana za przespanie się z moją żoną -
mówi mężczyzna.
- Ale ja nie spałem z pana żoną! - krzyczy dyrektor.
- Cóż, była do pana dyspozycji.


Teść wchodzi przez bramkę do ogródka i widzi w oknie domu smutnego
zięcia.
Teść pokazuje jeden kciuk "up", na co zięć z okna obydwa. Wtedy teść z
pytającą miną robi "węża" ręką, a zięć odpowiada tak samo, ale dwuręcznie.
Na co teść wali się w klatkę pięścią, a zięć masuje dłonią po brzuchu i
obydwaj znikają.

Tłumaczenie poniżej:
T: Mam flaszkę!
Ź: To mamy dwie!
T: Żmija w domu?
Ź: Są obie
T: To co, pijemy na klatce?
Ź: Nie, na śmietniku!


- A ty co się tak uśmiechasz? Przecież wczoraj stłuczkę miałeś!
- Mhm.
- Zderzak połamany.
- Ta.
- Reflektor rozbity.
- Uhm.
- Teściowa głową w deskę rozdzielcząÂ przyłożyła.
- O, to to!


Mówi ojciec do syna:
- Synu, znalazłem ci wspaniałą kandydatkę na żonę!
- Ale tato... sam potrafię znaleźć sobie dziewczynę... kto to jest?
- To córka Kulczyka!
- Suuuper! Trzeba było tak od razu!
Ojciec udaje się do Kulczyka na rozmowę:
- Dzień dobry Panu! Wydaje mi się, że znalazłem doskonałego kandydata na
męża Pańskiej córki!
- Wie Pan... ale ja nie szukam męża dla mojej córki...
- Ależ to wiceprezes Orlenu.
- Cudownie! To zmienia postać rzeczy!
Następnie ojciec udaje się do prezesa Orlenu:
- Witam Pana Panie prezesie! Przychodzę z dobrą nowiną - mam idealnego
kandydata na wiceprezesa w Pańskiej firmie.
- No tak.. Ale ja nie szukam nikogo na tę posadę.
- Jest Pan pewien?! To zięć Kulczyka!
- Ooo! Chyba, że tak!


Stacja benzynowa na peryferiach Lublina.
Przy wjeździe na stację wisi baner reklamowy: "Kto kupi pełny bak
paliwa, ma prawo uczestniczyć w loterii! Wygrana - bezpłatny seks!"
Na stację podjeżdża polonez z dwoma mężczyznami. Tankują do pełna i po
drodze do kasy spostrzegają baner reklamowy. Pytają kasjera o zasady
loterii.
- Reguły są bardzo proste - odpowiada sprzedawca. - Wybieram w umyśle
jedną z cyfr - jeśli ktoś zgadnie co to za cyfra - wygrywa!
Kierowca
- Siedem!
Pracownik stacji benzynowej:
- Niestety, pomyślałem o cyfrze dwa. Proszę spróbować następnym razem.
....
Po dwóch tygodniach:
Kierowca
- Pięć
Sprzedawca:
- Niestety, pomyślałem o szóstce. Proszę spróbować następnym razem.
Mężczyzna odjeżdża i kręcąc głową zagaduje do pasażera:
- Do du*y taka loteria! Nic nie można wygrać! Może on po prostu
oszukuje?
Pasażer:
- Nie, skądże! On nie oszukuje! W zeszłym tygodniu moja żona dwa razy
wygrała...


Autobus wycieczkowy zbliża się do granicy.
- Piwo! Sikanie! - po raz któryś z rzędu rozochoceni pasażerowie
zmuszają kierowcę do zatrzymania.
Po dłuższej chwili, gdy już zajęli miejsca, kierowca pyta głośno:
- Czy kogoś brakuje?...
Cisza.
Po przekroczeniu granicy do kierowcy podchodzi mężczyzna i mówi lekko
bełkocząc:
- Nie ma mojej żony...
- No przecież - wścieka się kierowca - pytałem, czy kogoś nie brakuje!
Na to facet:
- Ale mnie jej nie brakuje, tylko mówię, że jej nie ma...


Fotograf jest gościnnie na kolacji u znajomego. Oglądają jego fotki,
gospodyni zachwycona:
- Ależ przepiękne zdjęcia, musi mieć pan bardzo drogi aparat.
Gość nie skomentował. Po zjedzonej kolacji, zbiera się do domu. W
drzwiach całuje szarmancko panią domu w dłoń żegnając się słowami:
- Kolacja była wyśmienita, wręcz wspaniała, musi mieć pani bardzo drogie
garnki...


Odrapany i rozklekotany samochód wjeżdża na autostradę.
- 50 centów - mówi strażnik.
- Sprzedane! - odpowiada zadowolony kierowca.


Policjant zatrzymuje pędzącego motocyklistę.
Motocyklista na cwaniaka mówi:
- Cooo? Znowu za szybko jechałem?
- Nie. Za nisko pan leciał.


Facet wraca o 6 nad ranem do domu, po całonocnej libacji alkoholowej..
Drzwi otwiera zaspana żona i pyta:
- Zakładam, że masz bardzo dobry powód, dla którego pojawiasz się o tej
godzinie?!
Na co on odpowiada:
- Śniadanie, kochanie!


Do przedszkola przyszedł Mikołaj. Rozdał wszystkim w domu prezenty i
rozmawia z Pinokiem:
- O! ...widzę, że nie cieszysz się z tego zwierzątka, które ci
podarowałem.
- Bo ja chciałem pieska albo kotka!
- Niestety zabrakło! ...inne dzieci też nie dostały.
- Ale ja się boję tego bobra!


Pewien facet musiał zatrzymać się w mieście będąc przejazdem, szukał
hotelu, lecz niestety wszystkie miejsca były zajęte, wszędzie. Znalazł
jednak hotel przeznaczony wyłącznie dla czarnych, w którym ostało się parę
miejsc. Jako, że facet był biały wziął pastę do botów i nasmarował się tak
by wyglądać na murzyna. Bez problemu wynajął pokój, a że był zmęczony po
całym dniu poszukiwań od razu położył się spać. Jeszcze przed zaśnięciem
zamówił sobie budzenie na 7. Następnego dnia dzwoni telefon:
- Dzień dobry, zamawiał pan budzenie na 7.
Koleś wstał, poszedł do łazienki i zaczął się myc. O ósmej musi wyjść,
wiec trzeba zmyć pastę do botów z twarzy. Szoruje, ale bez rezultatu, mydło
pumeks, pasta sama, nic nie daje rady zmyć cholerstwa. I co się okazało?
Nie tego faceta obudzili!


W Kołobrzegu na deptaku apetyczna dziewczyna wchodzi na automatyczną
wagę,
wrzuca monetę... i z niezadowoleniem ogląda wydrukowany wynik.
Zdejmuje wiatrówkę i pantofle, znowu wrzuca monetę - znów niezadowolona
z wyniku. Zdejmuje bluzkę - wynik ważenia znowu niezadowalający.
Stoi tak niezdecydowana na tej wadze - co by tu jeszcze? - na to
podchodzi przyglądający się temu facet i wręczając jej garść monet mówi:
- Niech pani kontynuuje - ja stawiam!


Prezes wielkiej korporacji pyta się swoich pracowników co kupili sobie
za 13-ą pensję. Zaczepia dyrektora:
- No i jak tam, dyrektorze? Co pan sobie kupił za 13-ę?
- Nowiutkie Audi A8.
- A resztę?
- Ulokowałem na koncie w banku szwajcarskim.
Podchodzi do kierownika:
- I jak u pana, kierowniku? Na co pan wydał 13-ę?
- A kupiłem używanego Poloneza...
- A resztę?
- Wrzuciłem na książeczkę oszczędnościową.
Podchodzi wreszcie do robotnika:
- Co pan sobie kupił za 13-ę?
- Kapcie.
- A resztę?
- Babcia dołożyła.


Lata 80-te, PRL. Przychodzi facet do sklepu z samochodami i pyta czy
może kupić Skodę 105.
- Tak, proszę bardzo, czerwona, proszę wpłacić pieniądze, odbiór za 10
lat.
- No dobrze - mówi szczęśliwi klient - ale za 10 lat rano czy
popołudniu?
- Panie! Coś pan, będzie pan czekał 10 lat i nie jest panu obojętne czy
rano czy popołudniu?
- Nie, dla mnie to ważne. Więc kiedy mogę odebrać tą Skodę - rano czy
popołudniu?
- A dlaczego jest to dla pana takie ważne?
- Bo rano będą mi zakładać telefon.


W Rosji:
Siedzi dwóch meneli na ławce:
- Ty, wiesz, że w kraju jest kryzys?
- Kryzys? A niby jak to nas ma dotyczyć?
- Masz znajomych oligarchów?
- Nie.
- To będziesz miał


:rotfl2:

WEGier - Czw 10 Wrz, 2009 07:59

Gościu pracuje wieczorami na stacji benzynowej. Nuda jak ....
Pewnego razu wchodzi tam klient w czarnym garniturze, czarnej koszuli, czarnych laczkach, z czarnym neseserem w ręce.
"Jak nic - James Bond" - myśli sobie pracownik.
"Bond" w tym czasie bierze jakieś drogie wino i zastanawia się nad wyborem prezerwatyw.
Wybiera w końcu Durexy Extra Safe (koneser!), podchodzi w milczeniu do kasy, wyciąga stówkę, kładzie na ladzie.
Pracownik wydaje mu resztę i w tym momencie wpada wymalowana siedemnastka i woła:
- Proszę księdza – i jeszcze chipsy!

bamc - Pią 18 Wrz, 2009 21:12

Żona przychodzi do męża i pyta: Kochanie, co to jest konsternacja? Mąż się zadumał, po czym stwierdził: Wiesz, takiej książkowej definicji to ja Ci nie powiem, ale tak na przykładzie: wyobraź sobie, Ty wyjeżdżasz na kilka dni do mamusi, do mnie w tym czasie przychodzi koleżanka. Ty się z mamusią niestety kłócisz i wracasz wcześniej do domu - zastajesz mnie z koleżanką w łóżku - to właśnie jest konsternacja ... Zaraz, zaraz - mówi powoli i z namysłem żona - to jak Ty jedziesz w delegację i do mnie przychodzi kolega, Ty wracasz wcześniej i zastajesz nas w łóżku ...:) O nie - przerywa jej wzburzony mąż - Ty konsternacji z ku*restwem nie myl
qBert - Wto 22 Wrz, 2009 09:13

Interesuje mnie jedynie zwycięstwo!
- grzmiał Leo Beenhakker, przechadzając się w tę i z powrotem przed
grupką skupionych piłkarzy.
- Dobrze, powtórzę jeszcze raz.
Żewłakow! Co to jest ?
Wywołany wyprężył się na baczność i stuknął obcasami. To znaczy
próbował, lecz gumowe korki stłumiły odgłos.
- To jest kura panie generale!!!
- gówno tam! Bosacki ! Co to jest ?
Bartosz Bosacki przez chwilę z uwagą przyglądał się okazanemu
przedmiotowi.
- To nie jest kura? - zaczął asekuracyjnie.
- Dobrze. To nie jest kura. A co to jest ?
- Nie kura, panie gene..znaczy, panie trenerze.
- To już wiem. Pytałem, co to jest ?
- To jest.... to jest piii...
- Dobrze, dobrze, pi... ?
- Pinokio ?
- Sam jesteś Pinokio! Dudka! Co to jest ?
- To jest piłka, panie trenerze!
- Brawo ! Świetnie! Reszta słyszała ? No to wszyscy razem powtarzamy.
Głośno żebym was słyszał!
- Toooo jeeest piiiłkaaaa!
- Dobrze. Piłka do gry w piłkę nożną, zwaną też futbolem. Dlatego
czasami nazywa się ją też futbolówką. Dudka! Czemu Gancarczyk się
przewrócił ?
Dariusz Dudka podbiegł do kolegi, który zsunął się z ławki i
jęczał na
podłodze w pozycji "ranek na weselu". Fachowo sprawdził puls i oddech,
po czym zdał relację:
- Zwykłe omdlenie, panie trenerze.
- Omdlenie? A to czemu?
- Zwykle tak reaguje na natłok informacji. Po prostu układ nerwowy mu
się wyłącza. Pan trener podał zbyt dużo informacji o piłce, kolega
próbował to przyswoić i zapomniał oddychać.
Niedotlenienie mózgu i omdlenie jako naturalna konsekwencja.
- Ale ja tylko powiedziałem, że piłka to futbolówka!
- No właśnie , za dużo informacji, proszę pana.
Leo przez chwilę milczał, po czym machnął ręką.
- Nieważne. Błaszczykowski! Co macie robić z piłką na meczu ?
- Nie dotykać rękami!
- Dobrze. A do tego co ? Tak, Boruc ?
- Ja mogę rękami, trenerze ?
- Możesz.
Ktoś nieśmiało zaprotestował.
- Dlaczego Boruc może rękami, a my nie ?
- Bo Boruc jest bramkarzem.
- Ale to niesprawiedliwe. Dlaczego zawsze Boruc jest bramkarzem?
- Bo mam rękawice, złamasie!
- Sam jesteś złamasem, złamasie!
- Spokój !! ! - Leo włożył w ten okrzyk tyle sił, ile miał - Boruc
może
dotykać piłki rękami, a wy nie !! ! Jasne ?
- Ale...
- Jasne ?!?
- Tak trenerze...

- To dobrze. Nie zazdrośćcie mu, bo on będzie musiał cały mecz stać
na
bramce, a wy będziecie mogli strzelać gole. Ooo...widzę , że
Gancarczyk
doszedł do siebie. Zuch chłopak.
Tak, Lewandowski ?
- Co to znaczy strzelać gole, trenerze ?
- To znaczy musicie umieścić piłkę w bramce przeciwnika.
- Ale tylko Boruc może jej dotykać !!
- Tak, ale piłka nożna polega na kopaniu piłki nogami. Trochę to
zakrawa na pleonazm, bo niby nie można kopać rękami, ale..... Czemu
Gancarczyk znowu leży ?
- Powiedział pan "Pleonazm", trenerze. Załatwił go pan tym chyba na
cacy.
- Ups..
- Chyba trzeba będzie zadzwonić po erkę...
- Dobrze , niech ktoś zadzwoni. Na czym to ja...Acha. Trzeba wkopać
piłkę do bramki przecinika.
Wśród zawodników zapanowało poruszenie. Wreszcie z ławki podniósł
się
Krzynówek.
- Ale to bardzo trudne, trenerze. Niech pan sam spojrzy - piłka jest
okrągła i bardzo trudno jest ją tak kopnąć, żeby poleciała tam
gdzie się
chce. O, proszę...
Tu Krzynówek postawił przed sobą piłkę i spróbował kopnąć w
stronę
Beenhakkera. Guerreiro, trafiony centralnie w nos, dołączył stanami
świadomości do Graczyka.
Leo przeciągnął sobie wolno dłonią po twarzy, zrobił kilka
głębokich
wdechów.
- Nie wiem, jak tego dokonacie, ale macie wygrać. Macie ich roznieść,
rozgnieść i rozgromić! Macie być jak polska husaria pod Wiedniem! Jak
szwoleżerowie pod Samosierrą !
Jak Jagiełło pod Grunwaldem!
Zrozumiano ?
- Na pewno jak Jagiełło pod Grunwaldem ?
- Tak, do jasnej cholery !! !
- A skąd trener tak dobrze zna historię Polski ?
- Nieważne! A teraz won! Na boisko!

Piłkarze stali przy wyjściu do szatni. Lewandowski jeszcze raz
przypomniał słowa trenera.
- Pamietacie, co nam powiedział ? Mamy być jak Jagiełło!
- A co robił Jagiełło ? - spytał Guerreiro, któremu dawna historia
Polski nie była jeszcze dość bliska.
- Z tego co wiem, to trzeba stać na wzgórzu i po prostu patrzeć, co
robią tamci....
- Ale na boisku nie ma wzgórza!
- No to po prostu będziemy stać i patrzeć. Trener na pewno będzie
zadowolony...

WEGier - Wto 27 Paź, 2009 14:40

Podjeżdża dres swoją beemką na blokowisko, wysiada i krzyczy w stronę okien:
- ZAJE*AŁA! ZAJE*AŁA!
Po chwili na balkon wychodzi dziewczyna i odpowiada:
- IZABELA KRETYNIE...

qBert - Pią 27 Lis, 2009 14:44

Link do wersji bez cenzury na dole.

Nie znam autora. A szkoda ;D
Uwaga, zawiera wulgarne wyrazy!

****

Posiadam.

Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocie.

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to
bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy
dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać
mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też,
niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i
zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje
się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie
wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze
lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki-
nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może
spokojnie pomyśleć.

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za
sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i
"myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, ***cenzura*** więc.
I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze
mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć
coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to
ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i
otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na
niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę ***cenzura***- a wtedy wiadomo-
wąż.

Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja
toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc
spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie.
Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały
***cenzura*** jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja
***cenzura***. Nie ni ***cenzura*** to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot
jest ***cenzura*** za duży- żeby przejść tym syfonem.

Ale słyszę tylko ***cenzura***- oż ***cenzura*** no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. ***cenzura*** wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot ***cenzura*** popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek. Lecę ***cenzura*** na dół do piwnicy- choć może
powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla,
znajdę jakiegoś małego czarnego ***cenzura*** z białą krawatką, nie było jej
kilka dni może się nie połapie.

Ale ***cenzura*** - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w
rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest ***cenzura***, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to ***cenzura***
przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn
naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie
uwierzy za ***cenzura*** trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie
i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i
wołam. Kici kici. Ni ***cenzura***, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten ***cenzura***
głąb zamiast przyjść do mnie to ***cenzura*** chce iść tam skąd przyszedł czyli
do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie
kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

No ***cenzura*** i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni ***cenzura***- uparł
się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć
rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień
zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi
używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i
z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do
piwnicy.

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

Wbiegam do piwnicy i ***cenzura*** koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no
może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w ***cenzura*** i kota też nie
słychać już.

Ja ***cenzura***. ***cenzura*** gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko
stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę,
jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić.
Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni
cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na
ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas,
wsteczny - poszło aż zakurzyło.

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda,
że idzie od mojego domu. Latarka. ***cenzura*** mam w aucie, ***cenzura*** ale może
starczy.

Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
***cenzura***. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi
a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą
jak nic.
Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej.
Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do
głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę
tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś ***cenzura***. Jeszcze tylko
trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie ***cenzura*** bo na
ulicy ciemno.

Sąsiad ***cenzura***- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz ***cenzura***
złamany stoi i się dopytuje.

Co mam mu ***cenzura*** powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

Idźżesz w ***cenzura*** pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i
wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech
ma za swoje.

Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko
gotowe - więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam
wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.

***cenzura*** drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- ***cenzura*** ludzie to są
barany.

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam
dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma ***cenzura*** to go musi wygonić albo
utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego ***cenzura*** dalej nie
wylało z kąpielą.

***cenzura*** mać- urwało się wszystko w ***cenzura*** i popłynęło, bo ileż to utrzyma
tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w ***cenzura***- jak się to gdzieś
przytka to będę miał ***cenzura***.

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten ***cenzura*** dekiel.

Wchodzę - a ten ***cenzura*** kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja
***cenzura***!
Jak on ***cenzura*** wyszedł, którędy? Ano ***cenzura*** wziernikiem w piwnicy -
zostawiłem otwarty. Ja ***cenzura*** stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej
pościeli.
***cenzura***. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. ***cenzura***
mać.
Przynajmniej kuleje.

Straty - ***cenzura*** łazienki, w obu przelała się woda z wanien, ***cenzura***
piwnica - bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na
piwnicę. Pościel w sypialni do ***cenzura***, brezent z reklamą firmy -
poszedł w ***cenzura***, latarka - w ***cenzura***, pogrzebacz w ***cenzura***.

Afera na ulicy jak ***cenzura***.



+18 !! BEZ CENZURY !!
http://www.igor.masternet.pl/cs/mail.txt

wims - Pią 27 Lis, 2009 16:43

Jasiu wraca do domu ze szkoły z zadaniem domowym, pyta taty:
-Tato tato jaka jest różnica pomiędzy teorią, a praktyką?
Ojciec pomyślał i mówi:
-idź spytaj mamy czy za 2000$ odda się murzynowi
Jasiu poszedł spytał, mama trochę zmieszana odpowiada:
-wiesz synku wypłata cieńka, kredyty trzeba płacić... zrobiłabym to.
Jasiu wrócił do ojca i powtórzył to co mu matka powiedziała.Na to ojciec:
-idź teraz spytaj siostry czy za 2000$ odda się murzynowi.
Jasiu poszedł do siostry spytał, a ona:
-wiesz kieszoknowe cieńkie, na kosmetylki by się przydało, przespałabym się...
Jasiu wrócił do ojca powiedział że siostra tez by się przespała. Tata lekko zdziwiony ale wzruszył ramionami i mówi:
-to Jasiu idź teraz spytaj dziadka czy za 2000$ prześpi się z murzynem.
Jasiu poszedł do dziadka spytał na co dziadek:
-Wiesz wnuczku... renta mała, leki drogie...przespałbym się.
Jasiu wrócił do ojca powtórzył co mu dziadek powiedział na co ojciec:
-I widzisz Jasiu w teorii mamy 6000$, a w praktyce mamy w domu 2 dziffki i jednego pedaUa

[ Dodano: Pią 27 Lis, 2009 16:48 ]
Południowa Argentyna, nielegalni przemytnicy próbują przewieźć przez granice chroniony okaz wiewiórki za który mają dostać milion dolarów. 10 km przed granicą przemytnik zastanawia się jak ukryć wiewiórkę... do bagażu nie, pod siedzenie nie, stwierdził że najbezpieczniej będzie jak włoży ją do gaci... przejechali 5 km i gość zaczął się strasznie wiercić...3 km później zrobił się cały biały na twarzy, ale jakimś cudem udało mu się opanować... 1 km od granicy nagle wrzasnął, wyjął wiewiórkę z gaci i powiedział wspólnikom, że ma to w dupie i nie będzie jej przemycać... oni zaczęli go błagać, tłumacząc, że jak wytrzyma jeszcze 1 km to będą obrzydliwie bogaci, gość powiedział że nie ma mowy i tłumaczy im:
-Słuchajcie na samym początku jak sobie z mojej dupy zrobiła dziuplę to wytrzymałem, jak później zrobiła sobie z moich jaj szyszki to też to wytrzymałem, ale jak już próbowała wsadzić szyszki do dziupli to nie dałem rady..

ritarded l. - Czw 17 Gru, 2009 13:11

Sianokosy gdzieś w podlubelskiej wsi. Mąż macha kosą, żona pracowicie widłami układa siano w kupki. Nagle męża w sam czubek wywieszonego z wysiłku języka żądli pszczoła. Język momentalnie nabiera ogromnych rozmiarów uniemożliwiając mężczyźnie wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Podbiega do żony, szarpie ją za rękaw, wyciąga z kieszeni spodni ołówek, kawałek papieru po kanapce i pisze:
"Pszczoła mnie ugryzła w język, nie mogę mówić, co robić?"
Żona wyrywa mu ołówek i dopisuje:
"Biegnij szybko na pogotowie"
Facet patrzy na nią załzawionymi z bólu oczami i dopisuje pod spodem:
"Ja słyszę ty głupia piz*o"

bamc - Pią 05 Mar, 2010 21:49

Australia. Finał jednego z najbardziej popularnych teleturniejów. Do ostatniej
rundy przechodzą pastor i hodowca owiec z małej wioski. Obydwaj znakomicie
odpowiadają na pytania, więc nie można wyłonić zwycięzcy.
Organizatorzy postanawiają przeprowadzić dogrywkę: zawodnicy mają 5 minut na napisanie
wiersza z wyrazem "Timbuktu". Obaj skrzętnie zabierają się do pracy. Po
jakichś 4 minutach podnosi się pastor i zaczyna deklamować:

I was a father all my life
I had no children, had no wife
I read the Bible through and through
On my way to Timbuktu

po czym dostaje gromkie brawa od całej widowni, która jest przekonana, że
właśnie poznała zwycięzcę. Wtedy kończy pisać pasterz i mówi:

When Tim and I to Sydney went
We met three ladies - cheap to rent
They were three and we were two
So I booked one and Tim booked two

[ Dodano: Pią 05 Mar, 2010 21:50 ]
Wraca mąż z delegacji trochę wcześniej niż zawsze. Wchodzi do sypialni a, tam w łóżku leży obcy nagi facet.
Pyta się go:
- Gdzie moja żona?
A on odpowiada przerażony:
- W łazience, bierze prysznic.
Mąż na to:
- Ja schowam się w szafie i zobaczę co żona zrobi, a ty bądź cicho!!!
Wraca żona w podomce i mówi do gościa w łóżku:
- Bierz mnie teraz, mocno, brutalnie aż się posikam...
A gość:
- Otwórz szafę, to się posrasz...

ritarded l. - Wto 16 Mar, 2010 16:08

'Rzecz się dzieje na pustyni. Bardzo ciepło. Na wielbłądzie jedzie jegomość, jest mu bardzo gorąco, ledwo wytrzymuje na tym wielbłądzie. I nagle zauważa kątem oka, że z prawej strony wyprzedza go biegacz. W krótkich spodenkach facecik, uśmiechnięty biegnie i bardzo dobrze mu to idzie.
I wyprzedził go bardzo mocno, więc lekko się zdenerwował tym faktem. Spotkali się w oazie na takim postoju. Patrzy, jest ten gość! - Podejdę, zapytam, jak on to robi, że ma szansę tak biec w takim klimacie - myśli.
Podszedł i mówi: - Proszę pana, mnie jest na wielbłądzie gorąco. A pan mnie wyprzedza biegiem?
A on mówi: - Proszę pana, bo jest taka zasada: im się szybciej biegnie, tym bardziej wiatr chłodzi i wtedy jest chłodniej. Więc zasada jest taka: im szybciej, tym chłodniej, rozumie pan?
- No rozumiem - mówi.- Spróbuję - myśli sobie. Wsiadł na wielbłąda, wziął jakąś gałąź i pogania tego wielbłąda. I ten wielbłąd galopem, galopem, coraz szybciej, coraz szybciej. Aż w końcu przewrócił się i padł. I on tak stoi, patrzy sobie na tego wielbłąda i myśli: - Cholera, chyba zamarzł...

[ Dodano: Sro 17 Mar, 2010 16:37 ]
Rozmawia dwóch kumpli:
- Słuchaj, ostatnio wyrwałem fajną dupcię w barze, wzięła mnie do siebie i uprawialiśmy seks w pozycji 114.
- Jak 114?
- Najpierw było 69, potem przyszedł jej mąż i wsadził mi w tyłek .45



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group